sobota, 6 listopada 2010

Życie, śmierć i lęk

W różnych książkach – pamiętnikach osób uznanych dzisiaj w Kościele za święte, spotkałam się z opisami doświadczeń pogardy i złośliwości ze strony innych ludzi. Reakcją tych świętych osób, w imię posłuszeństwa, była milcząca zgoda na poniżanie. I tak wzmacniane to, przez według mnie zbyt płytko tłumaczone słowa „nadstaw drugi policzek”. W głowie rodzi się wtedy taka wizja osoby świętej – milcząca, bierna, poniżana.

Dziś mam wrażenie, że zmuszanie się do takiej biernej reakcji w imię „pracy nad pokorą” jest jakieś chore i nieludzkie, oraz jest zaprzeczeniem jakiejś podstawowej ludzkiej godności. Oczywiście są sytuacje, kiedy za reakcję można stracić życie, ale o takich nawet nie wspominam w tej chwili.

Widzę też, że większość zła pochodzi z ran – a wystawianie ran na dodatkowe ciosy może pójść w dwóch kierunkach – albo eskalacji jeszcze większego zła, albo złamania człowieka, zniszczenia i uśmiercenia w ciele.  Uśmiercenie w ciele jest dla mnie życiem w piekle i nie potrafię dziś wyobrazić sobie większego piekła.

Życie kojarzy mi się z czuciem, ekspresją, spontanicznością, prawdziwością, akceptacją, energią, ruchem, autentycznością – a więc także życiem pełną piersią i przyjęciem śmierci, kiedy przyjdzie. W związku z tym życie kojarzy mi się także z „puszczeniem się mostu” i popłynięciem z prądem rzeki. A więc przede wszystkim – porzuceniem kontroli. Czyli nie staram się za wszelką cenę kontrolować swojego życia i utrzymać go za wszelką cenę – nie będę się więc bała podróży samolotem, bo jeśli trzeba będzie to zgadzam się na jego katastrofę, nie boję się wychodzenia z domu, nie boję się otwarcia na człowieka, choć on może mnie zranić. Ale jednocześnie nie boję się życia w iluzji, więc zgadzam się na to jaka jestem – że nie doskonała, że nie piękna, i nie najzdolniejsza – jestem i żyję po prostu.

Śmierć zaś? To sztywność ciała i myślenia, ograniczenie, nie przeżywanie w pełni emocji, schowanie, wycofanie, lęk i nieakceptacja – czyli to jak dziś wygląda moje życie. A przede wszystkim trzymanie za wszelką cenę iluzji kontroli nad swoim życiem – nie podróżowanie, nie latanie, nie oddalanie się, nie ryzykowanie, żeby jakoś uniknąć śmierci, albo chociaż nadać jej znośny kształt – np. lepiej zginąć w aucie niż w samolocie. Ale do czego to prowadzi?
.. losem hipochondryków nie jest stanowiąca wyzwolenie śmierć. Ich losem wydaje się być straszliwa tortura oczekiwania na nią bez ulgi od cierpień, jakie zapewnia śmierć - napisał Lowen.
Owszem, pięknie powiedziane, straszliwa tortura. Aby uporać się z lękiem przed śmiercią często o niej myślałam. Wyobrażałam sobie jak to jest. W efekcie z powodu lęku i próby zaprzyjaźnienia się ze śmiercią, więcej czasu spędzałam w zaświatach, będących efektem moich mrocznych wyobrażeń, niż w życiu realnym.

„Frank kurczowo trzymał się śmierci” – to tak jak ja. „każde napięcie jest kurczowym trzymaniem się przy życiu” – tak, całe moje ciało jest spięte, aby powstrzymać bieg życia i zbliżającą się śmierć.
Wyjść poza charakter to bardzo przerażający ruch, którego doświadczamy jako utratę tożsamości, chwilowy niebyt lub śmierć. Jednak śmierć jest również drogą wyjścia z pułapki, od walki, od bólu istnienia. Frank desperacko pragnął poddać się, odpuścić, umrzeć i to nieuświadomione życzenie śmierci przestraszyło go bardzo. 
W każdym z pacjentów, których leczyłem odnajduję życzenie śmierci. U niektórych jest ono słabe, u innych silne. Jego siła jest wprost proporcjonalna do siły z jaką osoba boi się żyć. (..) Każde chroniczne napięcie w ciele jest wyrazem lęku przed życiem, lękiem przed „odpuszczeniem”, przed „byciem”. Życzenie śmierci rozwija się wtedy, kiedy życie jest zbyt bolesne.”
Musimy stawić czoła lękowi przed śmiercią, który w nas tkwi oraz rozpoznać, że pochodzi on od pragnienia by umrzeć. Z kolei pragnienie to wypływa z walki, którą wszyscy toczymy. Walki o udowodnienie , że jesteśmy warci miłości, walki o przezwyciężenie wrażliwości i zaprzeczenie naszym lękom. Jednak są to cele niemożliwe do zdobycia i w istocie, nie ma potrzeby ich osiągać. Stać nas na poddanie walki. Jeśli tego nie zrobimy (…)będziemy wywierać na siebie presję tak wielką, że śmierć wyda nam się jedynym wyjściem. Poddanie się usuwa życzenie śmierci i eliminuje lęk przed nią. Otwiera  drzwi do egzystencji pełnej życia”.
Co to oznacza dla mnie?
Przede wszystkim to,  że w rzeczy samej mój paniczny lęk przed śmiercią oznacza lęk przed życiem samym i to właśnie życiem, a nie śmiercią, zająć się powinnam. Mam w sobie ogromne pragnienie odpuszczenia, ale jak trudne to jest, kiedy wciąż za wszelką cenę chcę ochronić swoje życie. Ten zamknięty krąg.

Cytaty pochodzą z książki A. Lowena "Lęk przed życiem"